My home
Zaczęło się od ... czarnego dywanu.
Aksamitnego, w graficzne wzory.
Na orzechowym parkiecie wygląda ... bardzo rasowo (dużo lepiej niż np. biały .. o dziwo!!!).
Zakochałam się w nim jeszcze w marcu, kiedy przy okazji wymiany dywanu w jadalni, natknęłam się na to aksamitne cudo. Wówczas kupiłam je do sypialni (dla zainteresowanych KLIK).
Tak mi się ten dywan podoba, że chodziło i chodziło za mną, żeby dokupić jeszcze jeden. I wychodziło .. trochę przypadkiem. Klikając ostatnio po ofertach sklepów z dywanami (szukam grafitowego do pokoju nastolatka) zobaczyłam, że oferta na te aksamitne cuda już się kończy, bo nie wszystkie formaty są dostępne. O nie ... pomyślałam. "Skoro los tak chciał" (hihihi ... zawsze warto znaleźć winnego) ........ kupiłam jeden z wyprzedaży magazynowej.
Gdzie go położę, wiedziałam już dawno.
Bawialnia.
Pasuje tutaj (no może mógłby być troszkę większy, ale ... nie było już innego rozmiaru). Zatem został rozłożony pod sofą i ...... zapoczątkował zmiany klimatu tego pomieszczenia. Subtelne, drobne, ale ... dla mnie bardzo widoczne.
Dzięki temu dywanowi w całości pożegnałam u siebie klimaty w stylu shabby chic, prowansja, romantic, które właśnie w bawialni jeszcze się ostały w postaci sporej wielkości galerii zdjęć rodzinnych. Zlikwidowałam ją i tym samym już nic z takich klimatów u mnie nie zostało.
Jest klasyka z nutką nowoczesnych dodatków. Żadnych przecierek, serduszek i aniołków. Są bardziej proste formy ... czerń, chrom, beż, brąz, szary i biały. Chociaż zauważam, że tego ostatniego jest u mnie .... coraz mniej, ale o tym jeszcze napiszę.
Przysiadacie się na sofę?
Ps. sesja zdjęciowa z udziałem głównego lokatora sofy w bawialni. Nie dał się przenieść w inne miejsce i urzęduje tutaj tak, jak widać na załączonych obrazkach ...
A tak było wcześniej ...
Pozdrawiamy razem
Śpioch!